Zauważyłem ostatnio, że im więcej czasu spędzam na budowie tym mniej piszę, ale w sumie to chyba dobrze. Nie marnuje czasu przed komputerem tylko buduje dom, ale do rzeczy. Po wyschnięciu tynków trzeba było pościągać grzejniki i zatynkować wcięcia pozostałe od przyłączy grzejnikowych, zrobiłem to we własnym zakresie co niestety przy bliższych oględzinach widać:-). Na szczęście podłoga plus listwy przykryją większość tego partactwa. Po demontażu grzejników, przetarcie ich siatką do gładzi (zaostrzenie) 180 lub 200 i malowanie. Jeżeli ktoś robi to sam (ja na szczęście z Żoną) i wydaje mu się, że to prosta sprawa powiem wprost, jest w błędzie, o czym przekona się najprawdopodobniej już przy pierwsze warstwie ( w naszym przypadku z czterech). My malujemy tylko dół a i tak metrów ogromna ilość, dla nieświadomych podpowiadam:
1 warstwa grunt (najlepiej głęboko penetrujący)
2 warstwa farba biała z gruntem
3 warstwa farba biała
4 warstwa farba biała
5 warstwa kolor.
My już jesteśmy przy 4 więc powoli widać koniec, poza tym dopiero przy 4 warstwie zaczyna być bardzo biało i ładnie.
Kilka zdjęć 1 warstwy:
Spostrzegawczym odpowiem od razu, nie maluje wiaderkiem bo dysperbicie.
Podczas malowania spod tynku wychodzą wszystkie mikropęknięcia, które na szczęście znikają potem równie szybko jak się pojawiły.
Ocena ścian po dwóch miesiącach od wykonania pozwala również stwierdzić, że wszystkie opinie na temat pękania z powodu złej temperatury i "kiszenia" po wykonaniu są jedynie wymówką dla złego wykonania. U nas tynki wykonywane były przy temp. +38 st. C i zaraz po wykonaniu otwieraliśmy okna dla przewietrzenia. Dorobiliśmy się dwóch widocznych pęknięć (te mikro pęknięcia zawsze występują zarówno na cementowo-wapiennych jak i na gipsowych), które na szczęście po zamalowaniu zupełnie zniknęły.
Inną kwestią jest to, że ekipa była bardzo droga (spośród zapytanych znajomych nikt nie płacił tyle za metr co my). Na szczęście w tym wypadku cen poszła za jakością.